Tony Halik – podróżnik przez duże „P”

0 Comments

Był jednym z najwybitniejszych polskich podróżników, dziennikarzem, pisarzem, operatorem filmowym, fotografem, autorem programów telewizyjnych o tematyce podróżniczej a przy tym wszystkim niewątpliwie wielką osobowością, którą pamiętam z dzieciństwa, z czarno-białej tv, z programu „Pieprz i wanilia”.

W czasach PRL-u niezapomniany duet Halik – Dzikowska otwierał Polakom drzwi do wielkiego świata, pokazywał odległe, często dzikie krainy o odwiedzeniu których mogli tylko marzyć. Wyzwalał emocje, które potrafię odtworzyć w pamięci nawet po upływie tak wielu lat od emisji programów z ich udziałem. Jestem pewna, że nie ja jedna.

Monika Rogozińska, dziennikarka, długoletnia prezeska polskiego oddziału The Explorers Club wspomina: Przez lata siedzieliśmy zamknięci w tym socjalistycznym więzieniu, ale on nam je otworzył. Uczyliśmy się świata z Karola Maya, z „Winnetou”, z „Tomków Sawyer’ów” i z „Pieprzu i wanilli”.

Dla wielu niezmiennie pozostaje inspiracją, postacią wręcz kultową. Mimo że na rodzimym podwórku nie brakuje wspaniałych podróżników, Tony Halik zdaje się być jedyny w swoim rodzaju, niezastąpiony. W dzisiejszych czasach organizacja nawet najdalszych i najbardziej egzotycznych podróży nie jest już takim wyzwaniem jak w czasach kiedy robił to Halik. Wtedy często był tym, który przecierał szlaki, docierał tam, gdzie nikt inny jeszcze nie dotarł. I robił to bez GPS czy telefonu. Przyglądając się jego dokonaniom wydaje się, że nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Jak mawiała Elżbieta Dzikowska: „Ja miałam marzenia, on je realizował”. Napędzała go żądza poznawania, zgłębiania i przekazywania tego czego doświadczył szerokiemu gronu widzów i czytelników. Był w tym niezrównany. Zresztą sam o sobie mówił, że jest urodzony dla przygody: „Od dzieciństwa dręczyło mnie to samo pragnienie: zobaczyć, co kryje się za ścianą, za górą, za morzem…”. Biorąc pod uwagę jaką część globu zwiedził i zbadał, śmiało można go nazwać „obywatelem świata”. Bez trwogi przemierzał jego bezkresy, jakby nieustannie pchany nieznaną siłą w coraz to nowe rejony.

Stworzenie notki biograficznej o Haliku jest zadaniem niełatwym. Przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze – jego życie było tak bogate i barwne, że nie sposób zamknąć go w kilku akapitach (oczywiście można próbować, ale oznaczało by to totalne „spłaszczenie” życiorysu tego wielkiego podróżnika), po drugie – jego biografia w wielu punktach stanowi prawdziwą zagadkę. Niejednokrotnie trudno zweryfikować, które z faktów z życia Halika są prawdziwe a które fikcyjne lub podkoloryzowane. Dotyczy to zwłaszcza jego młodości, choć nie tylko. Większość informacji jakie posiadamy pochodzi z jego własnych opowieści. Brak ich potwier dzenia w istniejących dokumentach oraz przedstawianie różnych wersji swojego życiorysu, to tylko dwie z przyczyn, które wpływają na tworzenie bardzo mglistego obrazu historii życia Halika. Istne puzzle nieskładające się w całość. Relacje ludzi, którzy go znali, także bywają skrajnie różne.

Z wyzwaniem ogarnięcia tego chaosu informacyjnego zmierzył się Mirosław Wlekły w dopiero co wydanej biografii pt. „Tu byłem. Tony Halik”. Wyłania się nam z niej postać, która z powodzeniem mogłaby być bohaterem hollywoodzkiego filmu przygodowego lub filmu akcji. Sam autor, mimo bardzo wnikliwych poszukiwań, licznych podróży śladami Tony’ego oraz wielu rozmów z osobami, które go znały, nie zdołał dotrzeć do całej prawdy. Nie jest to jednak zaskakujące biorąc pod uwagę fakt, że nawet sama Elżbieta Dzikowska, przez długie lata jego żona i towarzyszka podróży, nie wiedziała o nim wszystkiego.

Ile zatem z poniżej przytoczonych przeze mnie faktów można uznać za w pełni autentyczne? To mógłby nam wyjawić chyba tylko sam Tony Halik.

Młody Tony

Mieczysław Sędzimir Halik, bo tak naprawdę nazywał się Tony Halik, urodził się w 1921 roku w Toruniu. Marzenia o dalekich podróżach snuł od najmłodszych lat. Koledzy szkolni z okresu, gdy uczęszczał do słynnej „Małachowianki” w Płocku wspominają go jako niepoprawnego marzyciela, nieustannie siedzącego nad atlasem czy mapami, planującego przyszłe, dalekie podróże. Kochał geografię, interesowała go fotografia, pilnie uczył się języków obcych. Wspominany jako niezwykle energiczny. „Ruchliwy jak diabeł” – mawiano.

Już w wieku piętnastu lat odbył swoją pierwszą wyprawę płynąc, zresztą bez zgody rodziców, razem z flisakami na tratwie z Płocka do granic Wolnego Miasta Gdańska. Dostał się nawet na pokład dalekomorskiego statku. Podobno chciał dotrzeć do Brazylii. Niestety straż portowa udaremniła jego zamiary. Fakt, że fascynowała go postać Odyseusza, a „Odyseję” Homera potrafił recytować z pamięci, może poniekąd tłumaczyć jego skłonności do tego rodzaju przygód. Można by zaryzykować stwierdzenie, że został zainfekowany wirusem wędrowniczym już w czasach młodzieńczych. Jednak Tony na samych marzeniach nie poprzestawał. Śmiało je realizował.

Jedna z nauczycielek z „Małachowianki” wspomina: „On już wtedy duchowo był podróżnikiem. Tacy szlachetni dziwacy ozdabiają świat”.

Czas wojny

Wierząc przekazom samego Halika, okres II wojny światowej był dla niego czasem wędrówki pełnej niebezpiecznych przygód. Miał podczas niej doświadczyć służby we Francji a potem w Wielkiej Brytanii w Royal Air Force i w Dywizjonie 201 Polskich Sił Powietrznych oraz zestrzeleń nad kanałem La Manche i nad Francją. To drugie zdarzenie miało zaowocować jego związkiem z Pierrette Andrée Courtin – towarzyszką późniejszych podróży, którą poślubił w 1946 roku. Miał również aktywnie uczestniczyć w działalności francuskiego ruchu oporu. I znowu – ile w tym prawdy?

Mirosław Wlekły, autor wspomnianej biografii, przytacza wiele relacji ludzi spotkanych na drodze swojej wędrówki śladami podróżnika. Jedni mówią o nim z entuzjazmem, uznaniem i sympatią, drudzy z pewną niechęcią, jeszcze inni nie chcą w ogóle rozmawiać. Padają słowa: volkslista, Wehrmacht, współpraca z Niemcami …. Losy wielu Polaków były wtedy zagmatwane.

Zachowane w zapieczętowanej przez lata kopercie dokumenty, przechowywane przez Elżbietę Dzikowską, pozwoliły na ustalenie niektórych faktów. Potwierdzają między innymi dezercję Halika z Wehrmachtu w 1944 roku i wstąpienie do francuskiego ruchu oporu. Z innych (teczka wojenna z Instytutu Polskiego w Londynie) wynika, że pod koniec tego samego roku dołączył do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie z siedzibą dowództwa w Szkocji. W 1947 roku mieszkał już z Pierrette w Wielkiej Brytanii.

Jego zasługi podczas wojny doceniono. Odznaczony został brytyjskimi (War Medal 1939-1945) i polskimi odznaczeniami wojskowymi, a także francuskim Krzyżem Wojennym.

Witaj wielki świecie

Wątek afrykański

Znamy go jedynie z opowieści Halika. Mirosław Wlekły w książce przytacza kilka różnych wariantów opowiadanych przez Tony’ego. Co jeden to bardziej nieprawdopodobny: że po wojnie dołączył do myśliwskiej ekspedycji do Tanganiki i Nigerii, że wysłany przez RAF poszukiwał w Kenii miejsc na lotniska, że był przewodnikiem na safari, że zaciągnął się do pilotowania samolotów latających do Afryki itd. Podobno właśnie na afrykańskim lądzie miał okazję do zetknięcia się z „dzikimi” plemionami oraz do nauki filmowania. Wersje jego wspomnień co chwila się zmieniały. Nie wiadomo w jakim tak naprawdę celu się tam znalazł, i czy rzeczywiście tam był.

Wątek argentyński

W 1948 roku zmienia kontynent. Czeka na niego Ameryka Południowa. Wraz z żoną dopływa do Buenos Aires statkiem „Cordoba” w poszukiwaniu lepszego życia niż to, które oferowała im powojenna Anglia.

Z Argentyną był silnie związany. Przyjął obywatelstwo tego kraju. Twierdził, że pracował tam jako pilot. Zachowała się zresztą jego licencja. Przygodę z lataniem rozpoczął najprawdopodobniej już przed wojną. Z jego własnych notatek wynika, że w 1938 roku ukończył kurs szybowcowy w Rabce, a w Argentynie założył szkółkę lotniczą. Spełniał się również w pracy dziennikarskiej. Opowiadał, że poznał prezydenta Juana Perona oraz jego żonę Evitę. Jako reporter argentyńskiej kroniki filmowej, dokumentujący m.in. uroczystości z udziałem władz państwowych, rzeczywiście mógł mieć taką szansę.

W latach 80-tych jedna z argentyńskich gazet we wspomnieniowym artykule o Halikach przedstawiła ich jako „milionerów snów” prowadzących życie jak z opowieści Juliusza Verne’a, a samego Antonio (bo tak go tam nazywano) jako mającego „coś z Don Kichota i dużo z Marco Polo”. Taki opis ma swoje uzasadnienie. Niezwykle silna potrzeba poznawania egzotycznego świata i sama głęboka fascynacja indiańskimi plemionami pchała go do częstych podróży w amazońskią dżunglę. Coraz dalej i coraz odważniej w głąb południowoamerykańskiego kontynentu. Zabierał wówczas ze sobą żonę Pierrette.

Wędrować zaczęli już na początku lat pięćdziesiątych. Pierwszą poważniejszą wyprawą był rejs w 1954 roku żaglówką „Sombra Blanca” wzdłuż rzeki Parana, podczas której spędzili kilka miesięcy w wiosce plemienia Indian Czamakoko. Halik filmował, a po powrocie swoje opowieści zamieścił w argentyńskich pismach „4 Rumbos” i „Diana”.

W czerwcu 1955 roku wraz z przygotowaną ekspedycją Halikowie wyruszyli do Brazylii. Tony miał filmować faunę i florę. Ekspedycja jednak się rozpadła a małżeństwo postanowiło kontynuować wyprawę samotnie, płynąc czółnem w dół rzeki Araguai. Dotarli do wioski poszukiwanego szczepu Hinan. Halik umiał zjednać sobie szacunek i zaufanie Indian. Ci, którzy od zawsze unikali kontaktu z cywilizacją i dla nikogo nie robili wyjątków, uznani go za przyjaciela i przyjęli do swojego plemienia nadając mu imię Ony. Indianką została też Pierrette. W brazylijskim stanie Mato Grosso spędzili pół roku doświadczając licznych przygód i dokumentując życie swoich nowych przyjaciół. Eksplorując ten rejon Halik odkrył m.in. system tuneli i jaskiń. Podczas podróży tworzył reportaże publikowane po powrocie w prasie zarówno argentyńskiej jak i amerykańskiej. Kilka lat później zostały one zebrane w książce „200 dni w Mato Grosso”. Podróż opisał również w książce „Z kamerą i strzelbą przez Mato Grosso”.

Podróż życia

Jednak swoją najsłynniejszą podróż, trwającą ponad 4 lata, rozpoczął w marcu 1957 roku. Wtedy również towarzyszyła mu Pierrette. Wyzwanie zakładało przejechanie jeepem z Ziemi Ognistej, południowego krańca Ameryki Południowej, na północny kraniec Ameryki Północnej, do Alaski, i z powrotem. Kosztowną ekspedycję wsparły m.in. amerykańskie media, dla których od niedawna pracował (magazyn „Life” i telewizja NBC). Podczas wyprawy przemierzyli ponad 182 tys. kilometrów, co daje 4-krotną długość równika i połowę drogi na Księżyc! Odwiedzili 21 krajów, przekroczyli 140 rzek i bagien, po drodze wybudowali 14 mostów. Dotarli na 5200 m n.p.m. podróżując w temperaturach od -50 do +60°C. Ten nie lada wyczyn sprawił, że dowiedział się o nich cały świat. W Polsce praktycznie nikt ich nie znał.

W trakcie podróży na świat przyszedł ich syn. Otrzymał indiańskie imię Ozana.

Wszystkie przygody jakie wtedy przeżyli opisane zostały w wydanej w 1965 roku książce pt. „180 tysięcy kilometrów przygody”.

Pieprz i słodka wanilia, czyli duet Halik – Dzikowska

Elżbietę Dzikowską poznał w połowie 1974 roku w Meksyku przy okazji wywiadu jaki z nim przeprowadzała dla czasopisma „Kontynenty”. Dwa lata później zdecydował się na powrót do ojczyzny. Pierrette, wraz z ich synem została w Meksyku.

Związał się z Elżbietą, z którą od tamtego momentu podróżował po świecie, eksplorując obszary często do tej pory nieznane, docierając w miejsca, gdzie biały człowiek jeszcze nie postawił swojej stopy. W 1976 roku razem z peruwiańskim podróżnikiem, profesorem Edmundo Guillenem dotarli do legendarnej Vilcabamby, zdobywając niezbite dowody na to, że była ona stolicą dawnej cywilizacji Inków.

Wspólnie odkrywali odległy świat: ten starożytny i ten im współczesny, ale wciąż dziki i niezbadany. Bratając się z dzikimi plemionami poznawali obrzędy i codzienne życie Indian. Zbierali imponujące trofea, ale przede wszystkim doświadczenia i wspomnienia przekazywane potem widzom w Polsce w cyklach programów telewizyjnych: "Tam, gdzie pieprz rośnie", "Tam, gdzie rośnie wanilia" i najsławniejszym "Pieprz i wanilia". Wklejali w szarą polską rzeczywistość kolorowy wycinek ze świata. Zapewne właśnie nasza tęsknota za tą fascynującą egzotyką ale i autentyczność ich przekazu sprawiała, że programy te cieszyły się niezwykłą popularnością. Sami doskonale się uzupełniali. Jak podkreślała Elżbieta Dzikowska: „Mąż kocha akcję, zwierzęta, Indian. Ja z kolei zajmuję się przyrodą, kulturą, sztuką.”

Dokumentator rzeczywistości

Można przyjąć, że kariera dziennikarska Halika rozpoczęła się od pisania sprawozdań z życia swojego pułku. Kronika pułkowa 4. dywizji piechoty, w której służył pod koniec wojny, wspomina bowiem o wyznaczeniu go na korespondenta „Nowin”. Potem już w zasadzie przez całe swoje życie trzymał w ręku kamerę lub aparat fotograficzny, dokumentował w różnej formie wszystko czego doświadczał – zarówno własne podróże i przygody, jak i wydarzenia, których był świadkiem w związku z pracą wykonywaną na zlecenie. Pracował m.in. jako korespondent amerykańskiej stacji telewizyjnej NBC. Pisał dla wielu amerykańskich i argentyńskich tytułów, takich jak: „Life”, „Diana”, „La Prensa”, „La Nacion”, „Vea y Lea”, „Panorama”. Stworzył niezliczoną liczbę filmów, reportaży, artykułów i książek.

Rozmawiał m.in. z Fidelem Castro, Lechem Wałęsą czy Henrym Kissingerem. W 1972 roku relacjonował wizytę prezydenta Richarda Nixona w Polsce. Obsługiwał wizyty Jana Pawła II i prezydenta USA Jimmy’ego Cartera w Meksyku. Był często wysyłany w sam środek ważnych dla regionu wydarzeń. Śledził i dokumentował końcówkę konfliktu salwadorsko – honduraskiego oraz masakrę ludności cywilnej na placu Tlatelolco, ale uwieczniał również wielkie, radosne wydarzenia jak igrzyska olimpijskie i MŚ w piłce nożnej w Meksyku. Można zatem śmiało powiedzieć, że jego kamera zarejestrowała spory kawałek historii.

Za swoją pracę był niejednokrotnie nagradzany. Wśród wielu nagród znalazły się m.in. „Złoty Ster” (amerykańska nagroda za najlepszą serię filmów przyrodniczych stworzoną podczas drogi na Alaskę), „Humanitas Prize” (za film ukazujący ludobójstwo brazylijskich plemion), „Złoty Ekran”, „Wiktor” (wraz z Elżbietą Dzikowską dla największych osobowości telewizyjnych) czy też wyróżnienie od Telewizji Polskiej za cykl „Pieprz i wanilia”. Medalem uhonorował go również Toruń za zasługi dla miasta (1985 rok).

Człowiek wielu talentów i pasji

Był niezwykle wszechstronny i ciekawy nowych doświadczeń, co przejawiało się w wielu jego aktywnościach, którym oddawał się z wielkim zaangażowaniem niezależnie od wieku. Oto tylko niektóre z nich:

  • nurkował, latał balonem, oraz na tzw. bojerach,
  • zapalony żeglarz – w latach 1987-1988 opłynął świat na pokładzie żaglowca „Dar Młodzieży”(wraz z pluszową kangurzycą Patrycją),
  • miał ogromne zdolności językowe (mówił po angielsku, hiszpańsku, francusku, portugalsku, włosku, rosyjsku, niemiecku, czesku, a także w trzech narzeczach indiańskich),
  • interesował się tematyką UFO,
  • spotykał się z czarownikami, szamanami i znachorami.

Ciekawostki – czyli czego o Tonym Haliku możecie nie wiedzieć

  • marzył, by być pierwszym dziennikarzem w kosmosie,
  • dla magazynu„Life” fotografował m.in. korridę i gwiazdy meksykańskiego kina,
  • na początku lat 60. na stronach francuskiego pisma satyrycznego „Pilote” (stworzonego przez duet Goscinny & Uderzo – pomysłodawców Asterixa) ukazał się komiks o Halikach,
  • wracając w 1976 roku do Polski zrzekł się polskiego obywatelstwa; mieszkał tu zatem jako obcokrajowiec z obywatelstwem argentyńskim (powód: chciał nadal pracować dla amerykańskiej telewizji i podróżować po świecie),
  • Elżbieta Dzikowska nazywała go „Coco Loco”, szalonym kogutem,
  • w Toruniu istnieje Muzeum Podróżników jego imienia,
  • jest patronem kilkunastu polskich szkół (kilkukrotnie fundował stypendia w Anglii dla najlepszych uczniów liceum w Ostrołęce),
  • w Pucku co roku organizowane są regaty – Memoriał Tony’ego Halika,
  • „Tu Byłem. Tony Halik” to także często spotykany napis w najdziwniejszych i najodleglejszych miejscach świata jako oznaczenie odwiedzonego miejsca,
  • zapisał się także w popkulturze – jego nazwisko przywołane zostało w filmie „Chłopaki nie płaczą” oraz w piosence Blues Flowers „Nie będę grzecznym chłopcem” (wystąpił też w ich teledysku).

Wspomnienie

Tony Halik zmarł w Warszawie 23 maja 1998 roku po długiej chorobie. Jego nagrobek znajdziecie na Cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.

Przez wielu ze swoich przełożonych i kolegów „po fachu” był bardzo ceniony: za inteligencję, za empatię, za ciekawość świata, za pracowitość, w końcu za rozumienie otaczajacej go rzeczywistości niezależnie od tego, gdzie się znalazł. Czy to w Argentynie, Brazylii, Meksyku czy między dzikimi plemionami w amazońskiej dżungli – zawsze potrafił się odnaleźć i zintegrować. Jak żaden inny zagraniczny dziennikarz umiał zrozumieć, docenić i uszanować co komu „w duszy gra”. Był prawdziwym przyjacielem Indian. Stawał w obronie ich praw i potrzeb. Czuł się niezwykle dobrze wśród mieszkańców prowincji, gór, dziczy a oni czuli się dobrze z nim, traktując go często jak „swojego”. To był fenomen.

Postrzegano go jako „rasowego” reportera, nieustraszonego w swoich działaniach, niejednokrotnie narażającego życie dla zdobycia fascynujących materiałów. Przytaczano niezliczone przykłady niebezpieczych akcji Halika, kiedy wchodził w sam środek wydarzeń by oddać w pełni ich obraz, niezależnie od tego czy były to zamieszki na ulicach w trakcie wojny domowej, strzelaniny między członkami karteli narkotykowych, strajk w Stoczni Gdańskiej czy inne mrożące krew w żyłach zdarzenia. A do tego wszystkiego był radosnym, „towarzysko niezrównanym” człowiekiem, który znał wszystkich i którego wszyscy znali. W okresach swoich wielkich podróży za oceanem był wręcz kimś w rodzaju celebryty – pisały o nim gazety, zapraszano go na wywiady i prelekcje.

Jestem pewna, że Tony Halik należy do tych ludzi o których świat nie zapomni niezależnie od tego ile minie lat od jego śmierci. Jego dziedzictwo pozostaje tak wielkim bogactwem, że będzie przekazywane kolejnym pokoleniom podróżników. Będzie inspiracją zarówno dla wielkich zdobywców jak i dla tych wędrujących jedynie palcem po mapie. Bo na kim się wzorować, od kogo się uczyć jak nie od tych, którzy całe swoje życie uczynili świadectwem oddania wielkiej pasji – pasji nie tylko podróżowania ale także pasji poznawania ludzi, pasji życia.

„… jego najważniejszym przekazem była wielka miłość do świata” – Monika Rogozińska

Wszystkich zaciekawionych życiem Tony’ego Halika, pragnących poczytać nieco więcej o szczegółach jego niesamowitych przygód, m.in. o tym:

  • ile razy otarł się o śmierć,
  • dlaczego był rozczarowany Stanami Zjednoczonymi,
  • dlaczego polowały na niego służby wywiadu i kontrwywiadu PRL-u,
  • jakie były konsekwencje założenia pożyczonego smokingu na spotkanie z królową Elżbietą,

odsyłam do wspominanej tu wielokrotnie książki Mirosława Wlekłego „Tu Byłem. Tony Halik”.

Historię jej powstawania autor przybliżał zainteresowanym 30 marca br. podczas spotkania podróżników w siedzibie Agory w Warszawie. O wpływie jaki miał na ich życie bohater książki opowiadali wówczas wspaniali polscy podróżnicy: E.Dzikowska, M.Wojciechowska, M.Kamiński i A.Doba. Niezapomniane spotkanie, z którego relację znajdziecie tutaj oraz tutaj.

Na koniec

Podsumowaniem mojego wspomnienia o naszym wielkim globtroterze niech będzie wiersz autorstwa ….. jego samego. Chyba najlepiej opisuje co było dla niego w życiu najważniejsze i jak chciałby być przez nas zapamiętany.

„Oto jest księga

Żywota mego

Trochę w niej złego

Więcej dobrego

Na pewno dużo

Dość ciekawego

 

Byłem urwisem

Byłem żołnierzem

Byłem pilotem

I co mi po tym?

Najbardziej lubię

Takie zawody

Które przywiodły

Mnie do przygody

 

I ona będzie mym bohaterem

Moim wspomnieniem

Na ogół szczerym

I jeszcze trochę o sobie dodam

Być z Wami jest zawsze

Dla mnie nagrodą.”

 

Tony Halik „Tak żyłem”

Autor: Monika Nowaczyk


Źródła informacji:

  1. Mirosław Wlekły „Tu byłem. Tony Halik”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017
  2. „Antony Halik (Tony Halik)”, www.national-geographic.pl (autor: Agnieszka Budo), 12.03.2009r.
  3. „Nie było miejsc, do których by się nie wcisnął. Tony Halik – ruchliwy jak diabeł!”, www.national-geographic.pl, 10.03.2017r.